Osobiste wyznanie… o ciąży, karmieniu, odstawieniu i braniu.
Dziś będzie osobiście. O odstawieniu, o smutku i o pogodzeniu, o różnych etapach życia i o radości. O potrzebie brania, na równi z potrzebą dawania.
Czuję, że potrzebuję spokoju. Chwili wytchnienia. Skoncentrowania się na sobie. Scentrowania się. Skierowania uwagi do wnętrza. Potrzebuję wyczuć się na nowo.
Od blisko 4 lat jestem mamą. Dobrze mi z tym. Radośnie. Cieszyłam się jak dziecko gdy zaszłam w pierwszą ciążę. Skakałam – dosłownie.
Wyczekiwanie na syna, trochę zmagań z własnym ciałem, głębokie doświadczenie tegoż ciała i doznań z niego płynących podczas narodzin. I dalej – oddanie się na dobrowolną służbę, z radością i uśmiechem. Karmienie piersią, kiedy wszyscy stukali się w głowie „czemu tak długo?”. Ja nie rozumiałam. Jak to długo? Przecież on ma dopiero 6, 10, 14 miesięcy.
Druga ciążą bardzo zaplanowana choć z ogromnym zaskoczeniem. Bliźniaki? Naprawdę będą bliźniaki? Lekarz nie jest pewien, drugi płód się nie rozwija. Na usg widać jasny punkcik nadziei, ale nie słychać by chciał żyć własnym życiem. W międzyczasie tracę mleko w piersiach. Syn rozpaczliwie przytula się do wyschniętej oazy, ale nie mogę mu dać nic poza ciepłymi ramionami i wspólnym płaczem. Czuję się niepełną matką. Nie sprawdzam się. Moje ciało odmawia posłuszeństwa na każdym z matczynych frontów. Kolejne usg, słowa lekarza „drugiego nie będzie. najlepiej by było, gdyby się to wchłonęło”. Się wchłonęło… a mi została w głowie myśl, że jestem cmentarzem dla własnego dziecka. Jednocześnie nie umiem płakać.
Wszyscy mówią, że przecież rośnie we mnie życie. Ja zaś przeżywam skrajne emocje rozstania i wyczekiwania. Rzucam się w wir pracy, bo czuję, że tak być powinno, że ta energia, która teraz jest niejako „we mnie” nie powinna „się zmarnować”. Czuję potrzebę opowiedzenia o tym, jak ważne jest doświadczenie ciąży i doświadczenie narodzin. Każdym porem skóry zatracam się w tym polu, a starszy syn jest moją niezawodną inspiracją. Drogowskazem, który jasno pokazuje, że wszystkie zmiany akcji mają sens. Powstaje wtedy pierwsza wersja „Cudu Narodzin”. Spotykam się z pierwszymi kobietami, które chcą rozmawiać o pozytywnym doświadczeniu procesu stawania się matką.
Narodziny drugiego syna są idealne. To akt jedności i harmonii. Jednocześnie szpitalny incydent po porodzie, konieczność przejścia zabiegu, 'zawalczenia’ o swoje jest jak druga strona tej samej monety. Przecież ta ciąża od początku była podwójna. Zakończyła się więc też w sposób podwójny – największym szczęściem i największym bólem. Mimo to, czerpię z tego doświadczenia coś pozytywnego. Pewną wewnętrzną moc, którą ciężko jest ubrać w słowa.
Wpadam w rytm życia mamy dwójki małych dzieci. Bez czasu na siebie i dla siebie. Jednocześnie nie porzucam pracy, to dzięki niej świadomie odkrywam i przeżywam macierzyństwo. Znów karmię piersią, co traktuję jako pewne przedłużenie stanu błogosławionego. Mogę nakarmić moje dziecko. Przytulić je. Czuć blisko. Doceniam to całą sobą. Powoli dojrzewamy. I ja, i syn.
Wczoraj, po blisko czterech latach albo bycia w ciąży, albo karmienia pierwszą noc spędziłam sama. Bez dziecka przy piersi. Bez dziecka w brzuchu.
Pewien etap się zakończył.
Młodszy syn nie płakał. Sam zdecydował, że już nie potrzebuje mleka. Szanuję jego decyzję i rozumiem, że nic w życiu nie trwa wiecznie.
Teraz czas na mnie. Muszę się znów zastanowić kim jestem.
Przez te cztery lata nie tylko urodziłam dwóch synów. Urodziłam nową kobietę. Stałam się nową kobietą.
Mam tylko wrażenie, że nie dane mi jeszcze było jej do końca poznać.
Chcę na nowo odkryć swoje ciało. Widzę w lustrze, jak bardzo się zmieniło. Jest trochę zmęczone, trochę obolałe, trochę bardziej wiotkie i elastyczne. O wiele silniejsze.
Chcę je na nowo poznać. Ciekawi mnie jak ono właściwie czuje.
To nie tak, że straciłam z nim kontakt. Przecież ciągle tu jestem. Ale mam wrażenie, że nie miałam na nie wystarczająco dużo czasu, uwagi, siły.
Teraz czuję, że przyszedł ten moment, aby się z nim na nowo zaprzyjaźnić. Odkryć. Pokochać.
Chcę na nowo spojrzeć na mojego partnera. On też się zmienił przez te lata.
Chcę poszukać nowych inspiracji.
Przez ostatnie cztery lata głównie dawałam. Teraz czuję, że przyszedł czas, aby brać.
Zamykam uszy na komentarze o egoizmie i samolubności.
Wiem, że dawanie i otrzymywanie musi iść w harmonii, w równowadze. Po co siać, jeśli nie ma się zamiaru zebrać plonów?
Ten czas w moim życiu na zawsze będzie święty, jedyny, ważny.
Praca w polu narodzin na zawsze pozostanie ważną częścią mnie. Kocham to. Czuję to. Wiem dlaczego jest to dla mnie ważne.
Ale czuję, że przyszedł czas zmian. Ponownego spojrzenia w siebie. Poznania.
Nowych wyborów.
Cieszę się tym. Czuję dreszczyk ekscytacji.
Idę na przód. Muszę się znów napełnić i rozpocząć kolejny cykl.
Dodaj komentarz