7 rzeczy, które chciałabym wiedzieć przed pierwszym porodem
Właściwie to nie byłam w złej sytuacji zachodząc w pierwszą ciążę. Rozumiem przez to kilka spraw.
Po pierwsze wiedziałam już, że poród, którego przez większą część życia panicznie się bałam może być dobrym doświadczeniem. Nie wiem na ile realne wydawało mi się to wtedy, ale byłam szczęściarą, która na swojej drodze życia spotkała mamę po wspaniałym doświadczeniu porodowym. Z jej opowieści, o wiele bardziej niż wszystkie słowa zapamiętałam, że proces narodzin jej córki był ekstatycznym przeżyciem.
Po drugie, miałam partnera, który mnie wspierał w moich decyzjach. Nie wiedziałam, że może to być dla mnie tak istotne, ale jak się okazało – było. Świadomość tego, że ten facet obok zgadza się ze mną i ma podobne przemyślenia sprawiła, że nasz związek przeszedł na nowy poziom.
Po trzecie, miałam dobrze wyćwiczoną asertywność i umiejętność mówienia NIE, gdy coś bądź ktoś naruszał moje granice (a nawet przy tej umiejętności kilka razy dałam się wmanewrować w sytuacje, których nie chciałam). Jednak tak podsumowując to świadomie i z premedytacją rezygnowałam z niektórych toksycznych relacji czy towarzystwa osób, które wywoływały we mnie stres i niepokój.
Mimo wszystko były też rzeczy – sprawy – sytuacje, które w pewien sposób mnie zaskoczyły. Wyniosłam z tych zdarzeń lekcję a dzisiaj dzielę się tą wiedzą z Tobą.
- Badania ciążowe mogą być trudne.
W ciąży wykonuje się całą tonę badań. Pobieranie krwi, testy z moczu to comiesięczna rutyna. W pewnym momencie zrozumiałam, że ta rutyna jest dla mnie bardzo trudna. Nie chodzi nawet o wczesne wstawanie aby wybrać się do laboratorium. Te badania powodowały we mnie olbrzymi stres. Gdy dzisiaj o tym myślę zastanawiam się czy rzeczywiście wszystkie były potrzebne. W pewnym momencie, gdy lekarz proponował mi badania dodatkowe po prostu odmówiłam – nie widziałam celu w szukaniu choroby u matki i dziecka, które rozwija się wręcz książkowo.
Teraz wiem, że nie ja jedna doświadczałam takich emocji. Jeśli więc jesteś w ciąży a badaniowa rutyna mocno Cię stresuje pogadaj z lekarzem/położną prowadzącą ciąże o tym, które testy są rzeczywiście niezbędne. Być może uda się zredukować ich ilość, a jeśli nie to wypytaj dlaczego akurat te badania są wskazane. Wtedy zyskasz nowe zrozumienie sytuacji i niepokój może okazać się mniejszy.
- Kompletowanie idealnej wyprawki to absurd
Tia… taki miły etap, a mnie przerażał. Serio. Serio. Czytałam listy ile czego powinnam kupić, dowiadywałam się czym różni się rampers od zwykłego body, robiłam zakupowe checklist i planowałam wydatki z rozłożeniem na miesiące.
W efekcie: dostałam tonę ubranek po dzieciach przyjaciół i choć na początku poczułam rozżalenie, że nie będę decydować o tych wszystkich śliczniutkich rzeczach, które ma nosić mój synek to z perspektywy: chwała Bogu za ten dar. Dostałam w nim coś znacznie więcej niż ciuszki – dzięki niemu poczułam ulgę.
Dzieci noszą ubranka jedynie przez chwilę, są takie których nie nałożą ani razu. Dobranie rozmiaru do dziecka jest sztuką prawie awykonalną więc zwykle maluch nosi rzeczy za duże, za małe albo leży na golasa. Różne elektrogadżety, na które chciałam wydać mniejszą lub większą fortunę, a które odziedziczyłam, okazały się często niewypałami.
Dziś, myśląc o wyprawce przede wszystkim wiem, że wskazany jest umiar. Nie potrzebujesz zapewne połowy rzeczy,których reklamy sugerują, że są niezbędne. Niestety dojście do tego wniosku zwykle zajmuje co najmniej kilka pierwszych miesięcy macierzyństwa.
- Oczekiwanie na indukcję to nie wyrok
Chyba najtrudniejsze wydarzenie z okresu pierwszej ciąży i porodu. Ten dzień, w którym musiałam jechać do szpitala, czekać w kolejce, wypełniać kartę – a w głowie ciągle myśl „to już zaraz, będzie bolało jak sk!#*yn a potem będzie ON”.
Robiłam sobie wtedy tak wiele krzywdy tą myślą. Siedziałam przerażona i spięta w oczekiwaniu na podanie oksytocyny. Cudowna położna przepraszała mnie, że nie może się wkłuć po raz trzeci (no jak mogła skoro w stresie nasze ciało robi się jak pancerz).
Dzisiaj wiem, że w tej całej sytuacji największym wrogiem były moje własne myśli i przekonania. Dziś wiem jak pracować z kobietami, które doświadczają takich sytuacji, ale wtedy… mimo szczerych prób mojego męża, mimo tańca, muzyki, żartów – byłam sparaliżowana lękiem. Dosłownie.
Mogłabym opowiadać godzinami o tym jak się przygotować, jak przepracować złe nastawienie, trudne emocje, negatywne myśli. Nie mamy tutaj aż tyle miejsca, więc aby podać choć jeden sposób na ulżenie sobie w takiej sytuacji: warto sobie po prostu odpuścić.
- Poród po prostu się dzieje
Byłam jedną z tych kobiet, które oceniane są jako zwichrowane, bo chcą rodzić w domu. Różne ciążowe komplikacje sprawiły, że nie było to możliwe. Musiałam iść do szpitala na indukcję. Wywołało to u mnie duże poczucie dyskomfortu i pewnego rozczarowania, ale jednocześnie wiedziałam, że jest to najlepsze, co w danej sytuacji mogę zapewnić sobie i dziecku.
Jako „ciążowy freak” miałam wpisaną w głowę pewną wizję porodu. Zdjęcia i filmy, które oglądałam też zrobiły swoje – poród kojarzył mi się z czymś epickim, mistycznym, nierealnym. I choć może zabrzmi to brutalnie to poród jest zwykłą fizjologią. Od strony ciała nie dzieje się tam nic epickiego. Macica się kurczy, szyjka macicy rozwiera… fizjologia. Piękna praca układu skonstruowanego do rodzenia. Jest w tym coś niesamowitego, ale na płaszczyźnie emocjonalnej, mentalnej, intelektualnej czy duchowej. Praca ciała zaś jest biologicznie zaprogramowana.
Spodziewałam się porodowej ekstazy, pięknych zdjęć, fajerwerków i zdjęć po wszystkim. Dostałam nowe zrozumienie swojego ciała. Akceptację tego, do jakiej pracy jest zdolne oraz nowe zrozumienie procesów, które się dzieją się same.
- Dostałam „zawiniątko” i nie potrafiłam go rozpakować
Po porodzie, choć bardzo chciałam kontaktu ‘skóra do skóry’ dostałam ‘zawiniątko’ i jakoś nie wpadłam na to, żeby je rozpakować i przytulić. Długo czułam do siebie żal o brak tego pierwszego kontaktu, o to, że nie wywalczyłam go dla nas. Ale rozumiem też, że chwile po porodzie nie są momentem na walkę o cokolwiek. Pokazałam mojego dziecku, że jest chciane i kochane najlepiej, jak wtedy potrafiłam. Tuliłam go, trzymałam, całowałam i karmiłam.
Z perspektywy myślę sobie, że ta sytuacja nie miałaby miejsca gdybym miała przy sobie doule albo inną osobę (nie męża, który również był pod wpływem wielkich emocji), która zadbałaby o spełnienie moich oczekiwań porodowych.
- Pierwszy raz poczułam się mamą dopiero kilka dni po porodzie
Miałam na tyle szczęścia, że chwile po narodzinach spędzałam wspólnie z mężem. Tych kilka pierwszych dni razem stawaliśmy się rodziną… ale ja mamą poczułam się dopiero wtedy, gdy mąż musiał wrócić do pracy, a ja zostałam razem z synkiem.
Myślałam, że macierzyństwo w mistyczny sposób spłynie na mnie w czasie porodu. Skoro jest dziecko to musi być i matka, tak chyba uważałam. Dziś wiem, że do miłości i matczyności się po prostu dorasta. To kolejny etap życia, który potrzebuje czasu i przestrzeni na rozkwit.
- Rodzina (nie)wie lepiej
Kocham moją rodzinę, jestem i byłam wdzięczna za pomoc, którą oferowali mi w pierwszym okresie macierzyństwa. Ale… było w tym coś, co mnie irytowało. Zwłaszcza w kontekście rutynowych czynności związanych z pielęgnacją malucha. Każdy miał swoje zdanie i każdy wiedział w lepiej. W efekcie doprowadziło to do sporego spięcia między nami wszystkim.
Wiecie, kobieta na fali spadku hormonów po-ciążowych, może być rozchwiana emocjonalnie. Ja byłam. Na widok kolejnych osób, którym sprawniej niż mi idzie przewijanie mojego dziecka dostałam w pewnym momencie napadu śmiechu i płaczu jednocześnie. Cała moja asertywność pojechała na urlop i stałam się warczącą, niezadowoloną i pełną napięcią kobietą w połogu.
Dziś wiem, że można było temu zapobiec. Wystarczyłoby pogadać z rodziną przed porodem o tym jakiego wsparcia oczekuję, jak sobie wyobrażam ich pomoc i czego chcę uniknąć.
Tych siedem lekcji sprawiło, że zupełnie inaczej przygotowałam się do ciąży i porodu numer dwa. Mam nadzieję, że również Tobie te moje doświadczenia pozwolą zachować więcej spokoju, relaksu i odprężenia w ciąży i macierzyństwie.
Jak zawsze czekam na Twój głos – komentarz, feedback czy udostępnienie 🙂
Dodaj komentarz