Daj mi klapsa z miłości!
Zewsząd dzisiaj atakują mnie mamy i ojcowie z tematami dotyczącymi agresji – dziecko krzyczy, dziecko gryzie, co zrobić żeby on był grzeczniejszy. Co ciekawe, również dzisiaj dowiedziałam się, że Polskie Radio nadało audycje z sondą „czy klaps jest skuteczną metodą wychowawczą?”, a pewien Pan, którego nazwisko zaczyna się na literę „T” raczył zauważyć, że „przecież klaps to nie bicie”. Na lokalnej grupie mamy wyzywają się od idiotek i świętych krów – bo jedna podnosi ręce, a druga czasem krzyczy żeby nie wyjść z siebie.
A ja mam wrażenie, że świat zwariował i kręci się wokół złej osi.
PROGRAM O TYM CO ZABRONIONE
Pytanie zadane w programie trzecim trochę mnie zirytowało. W pewnej dyskusji pozwoliłam sobie nawet na komentarz, że pytanie o to „czy klaps jest skuteczną metodą wychowawczą?” można porównać do zapytania „czy branie amfetaminy jest skutecznym sposobem odchudzania?”. Zapewne przynosi widoczne efekty, czy to jednak oznacza, że działa? Tak postawione pytanie sprawia, że przestajemy dyskutować o metodzie a patrzymy na jej skutki… z jednej strony może i dobrze, bo metoda jest PRAWNIE ZAKAZANA. A to oznacza, że jest niedopuszczalna i nie powinna być stosowana. Tym samy, skoro mówimy o czynie zabronionym, na jakiej podstawie blisko połowa ankietowanych odpowiedziała, że jest skuteczna? Czy mamy domniemywać, że dopuszczają się czynów nielegalnych?
Otóż nie, bo klaps to nie bicie. Zresztą te słowa padły nawet na antenie. Jednak czym się różni klaps od bicia? Tym, że nie ma siniaków? Że uderza się raz a nie wiele razy? Że bije rodzic a nie bandzior z ulicy? Kto decyduje o tym który klaps jest biciem, a który już nie – miejsce, sytuacja, osoba sprawcy przemocy? Dla dziecka efekt jest taki sam, gdy bije go złodziej na ulicy czy rodzic. Ba! Może nawet jest gorzej, gdy bije rodzic – bo to ten dorosły człowiek miał być gwarantem bezpieczeństwa, miłości i zrozumienia. Zakapturzonego gościa na ulicy może już nigdy nie spotka, ale rodzica będzie oglądał codziennie… Klaps jest przemocą. Użyciem siły i dominującej pozycji. Pokazaniem w sposób namacalny, kto ma tu władzę. Jaka nauka z niego płynie? Obawy przed rodzicem, lęku przed bólem, zrozumienia, że ten kto ma siłę ma też rację. Czy właśnie tego chcemy uczyć nasze dzieci?
BO ON MNIE KOPNĄŁ
Zastanówmy się jednak przez chwilę dlaczego rodzice biją swoje dzieci? Zwykle jest to wyraz bezradności i nieumiejętności poradzenia sobie z własnymi emocjami. Rozumiem, że wychowanie dziecka jest stresującą pracą o nienormowanych godzinach i może być zwyczajnie wyczerpujące – fizycznie, emocjonalnie, psychologicznie. Po setnym powtórzeniu tego samego komunikatu człowiek dorosły po prostu ma dość. Chce widzieć efekty i na dodatek chce widzieć je natychmiast.
W takiej sytuacji użycie argumentu siły jest jednym ze sposobów na osiągnięcie zamierzonego efektu. Dziecko dostaje klapsa bo nie rozumie oczekiwań rodziców lub z innych powodów nie chce/nie potrafi ich wdrożyć w życie.
Zmieńmy na sekundę perspektywę: jestem rodzicem i podnoszę rękę na swoje dziecko. Robię coś co jest zabronione i nielegalne. W tym momencie przychodzi prokurator i trafiam na sale sądową. Jako swoje usprawiedliwienie mówię – byłam zmęczona, prosiłam setki razy, musiałam zając się drugim dzieckiem itp. itd. Wyobraź to sobie. Całą tą sytuację, salę sądową, sędziego, stres… Chciałbyś, aby sąd Cię uniewinnił, czy też wolisz dostać surową karę za swój występek? Czy kara sprawi, że więcej nie podniesiesz ręki na dziecko? A może właśnie, żeby się odegrać, będziesz bić jeszcze mocniej? Widzisz ten obrazek przed oczami? Sędziego, salę, czujesz swój stres? Sędzia jest jak rodzic, który ma władzę, a Ty jak dziecko, które wie, że coś przeskrobało.
STARSZY WCALE NIE ZNACZY MĄDRZEJSZY
Choć jesteśmy dorośli wcale nie jesteśmy mądrzejsi. Kto z nas miał w swoim życiu szansę na pobycie ze swoimi emocjami, poznanie samego siebie, realizację swoich marzeń? Kto miał przyjemność wgłębić się w siebie i zrozumieć samego siebie? Na tylu płaszczyznach działamy jak zaprogramowane roboty, że nie jesteśmy nawet w stanie tego zauważyć. Jeden z tych programów mówi nam „dziecko ma być posłuszne” i tym samym daje przyzwolenie do wykorzystywania swojej przewagi.
Jedynie niewielka garstka dorosłych miała okazję poznać sposoby komunikacji oparte na czymś innym niż wzajemne osądzanie. Jako rodzice zwykliśmy sądzić, że jesteśmy od tego, by uczyć dzieci. Ale to jedynie część prawdy. Druga część tego przekonania powinna brzmieć „i uczyć się od dzieci”. Wtedy bylibyśmy w równowadze. Nie czulibyśmy tak wielkiej potrzeby osądzania naszych dzieci i siebie samych jako rodziców.
NOWA TRAJEKTORIA
Napisałam na początku, że czuję się tak, jakby świat zwariował. Nie chodzi mi tylko o przemoc wobec dzieci. Myślę również o tym jak łatwo się usprawiedliwiamy jako rodzice, a czasem również o tym jakiego „kaca moralniaka” mamy. Ciągłe i nieprzerwane rozterki, które nawet potocznie nazywają się syndromem bycia rodzicem. Osobiście myślę, że to objaw szaleństwa.
Doskonale prezentuje się to na przykładzie klapsa: dziecko broi więc dostaje klapsa. Mama wie, że zrobiła źle (w końcu to nic przyjemnego i dla niej), ale czuje też, że taka lekcja na pewno czegoś nauczyła dziecko, i że za pare lat tenże mały smyk nie napluje jej w twarz, nie znieważy w miejscu publicznym etc. To błędna logika nakręcana strachem, niemocą i frustracją. Ciągłym poczuciem bycia ocenianym, koniecznością wpasowania się w normę i schemat. Brakiem znajomości zastępczych modeli zachowania.
Choć wiem, że to utopia, myślę, że rozwiązanie jest banalnie proste – zmieńmy trajektorię. Zamiast społecznie obawiać się tego co wyrośnie z naszych dzieci za lat X zacznijmy je kochać TU i TERAZ. W całości, nawet gdy nie spełniają naszych zachcianek czy oczekiwań, nawet gdy się nie dostosowują dostatecznie szybko do realiów tego świata, nawet gdy pokazują język czy kopią. Zamiast myśleć o tym, czy odpowiednio wychowujemy je na przyszłe życie nauczmy nasze dzieci, aby były w zgodzie ze swoimi emocjami. Pokażmy, że każdy ma prawo do złości, co nie oznacza, że od razu ma być agresywny. Zamiast zastanawiać się, czy będą lubiane wśród rówieśników dajmy im poczucie własnej wartości i przekonanie, że są dobrzy dokładnie tacy jacy są. Kochajmy, akceptujmy, śmiejmy się razem, bawmy, a w trudnych chwilach po prostu bądźmy obok – jak podpora, na którą zawsze mogą liczyć, przy każdym potknięciu się czy zboczeniu z drogi. Pokażmy jak wybaczać a nie jak karać. Dajmy przykład tego jak akceptować i naprawiać.
W czym to jest gorsze od „wychowania na przyszłość”? Jest tylko trudniejsze do wdrożenia, bo wymaga odwagi bycia szczerym – i z samym sobą, i ze swoim dzieckiem. Tutaj osią staje się MIŁOŚĆ zamiast obecnie wszechobecnego LĘKU.
AGRESJA ZAWSZE RODZI AGRESJĘ
Agresja zawsze rodzi agresję – tego, jako rodzic zawsze możesz być pewien. Jeśli dziecko nie okaże jej w stosunku do osoby, która podniosła na niego rękę to znajdzie obiekt zastępczy.
W swojej pracy, jako doula i psycholog, szczególnie sobie cenię, że mogę towarzyszyć kobietom w tym wyjątkowym momencie pierwszego kontaktu z dzieckiem. Gdy miłość przeżywa swój rozkwit, gdy ulotnym szczęściem przepełnione jest całe powietrze a wzruszenie niejednokrotnie odbiera mowę. Cenię tę chwilę podwójnie, bo myślę sobie często, jakie to wspaniałe błogosławieństwo móc przywitać nową istotę w sposób wolny od przemocy, spokojny, intymny, delikatny. Ta chwila jest bardzo ważna – to pewien zapas siły na kolejne długie lata, na dni kiedy nie zawsze będzie tak różowo. Wiem też, że w chwilach, gdy złość wykrzywia nasze spojrzenie czasem warto pomyśleć o dziecku jak o noworodku – bezbronnym, oczekującym wsparcia i akceptacji. Wziąć głębszy wdech… i zacząć od nowa. Po nowemu. W inny, kolejny sposób, tłumaczyć, pokazywać, uczyć.
Dodaj komentarz